"Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: «Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?» Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: «Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało». Zapytał ich: «Cóż takiego?»"
~ Łk 24,15-19a
Zupełnie niespodziewanie i nieoczekiwanie, gdy oni byli aż nadto skupieni na sobie i na swoich emocjach, przybliża się do nich Jezus. Przybliża się nie tylko przestrzennie, nie tylko dochodzi do nich, tak że już idą w trójkę. Przybliża się do ich spraw, do ich myśli, do ich życia, do ich serca. To wyjątkowe spotkanie. Nie jest tylko kurtuazyjnym zapytaniem „co słychać”. Jest wejściem w „ich świat”. Jest dołączeniem do ich drogi, na której zrobiło się jakoś pusto, smutno i beznadziejnie. Jest współprzeżywaniem.
To spotkanie w drodze nie ma w sobie nic z przypadkowych spotkań. Jest celowe, zamierzone. Pamiętajmy, że uczniowie uciekają. Jezus jest natomiast tym, który ich szuka i odnajduje. Jest jak Dobry Pasterz, który, gdy zabłąka się choćby jedna owca, o niej myśli i za nią wyrusza. Zagubili się na moment, bo utknęli w niespełnionych oczekiwaniach, ale Chrystus czym prędzej odszukuje ich w świecie przeżywanych przez nich rozczarowań, zmartwień i zawiedzionych nadziei. To piękny i znaczący gest Nauczyciela wobec uczniów. On nie tylko wykonał zadanie, misję, powołanie dane Mu przez Ojca. On związał się z uczniami, stworzył z nimi więź i tak jak zaczął z nimi drogę, tak wciąż idą nią razem. A ponieważ uczniowie są teraz na zakręcie, więc tym bardziej chce do nich dołączyć.
Jezus nie tylko nie ukrywa się w „swoich sprawach”, ale aktywnie i z empatią angażuje się w przeżycia swoich uczniów. Jest jak miłosierny Samarytanin, który nie tylko mija na drodze życia, ale zatrzymuje się, patrzy w oczy, okazuje bliskość i idzie razem. Ten prawdziwy Samarytanin zatrzymuje się tam, gdzie potrzeba odnowy nadziei, odrodzenia, uzdrowienia, powrotu do miłości, do życia, drugiego człowieka. Pomyślmy, czy ta historia nie jest o nas, czy to spotkanie nie mówi o naszym cierpieniu, smutku, opuszczeniu, zawodzie i o Chrystusie, który jest tym przejęty, odszukuje nas, bo bardzo Mu na nas zależy, dołącza do nas i prowadzi do podniesienia.
Co zastanawiające, Jezus nie rozwiewa ich obaw i „uwięzionych oczu” w jednej sekundzie, jednym gestem lub słowem. Nie mówi: „To ja jestem. Nie płaczcie, nie smućcie się”. Mógłby, ale nie chce tylko szybkiego efektu. Chce zrozumienia, przejścia przez obecny stan słabości nadziei, nauki i wniosków, by owoc tego spotkania był trwały, by pozostał z nimi na długo i by następnym razem także wiedzieli, że Chrystus jest z nimi i że nadzieja jest w Nim.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą widać w postawie uczniów: przekonanie, że wiedzą lepiej i że już do końca zrozumieli ostatnie wydarzenia. Chcą się wymądrzać wobec dopiero co poznanego towarzysza drogi. Jakby zamknęli już te wydarzenia wydając ostateczny osąd. Było, miało być pięknie, ale się nie udało… I jesteśmy w punkcie wyjścia. Jakby już nie dopuszczali do czegoś więcej. A przecież Bóg jest „Specjalistą” od czegoś więcej. Ich rozumy były na uwięzi, nie tylko oczy. Za bardzo zaufali swoim przekonaniom i własnym logicznym refleksjom. Nie pozostawili już miejsca na kropkę nad i, nie pozostawili opcji, że może jest inaczej niż oni to „widzą”. Więcej… chcą innych pouczać, co powinni myśleć i jak interpretować Nie wiesz? Chyba jesteś jedyny. To może my ci powiemy, jak jest naprawdę. Nasza, dzisiejsza perspektywa jest już pełniejsza. Wiemy, że prawdę o ostatnich jerozolimskich wydarzeniach zna przede wszystkim On, Zbawiciel, Jezus Chrystus, który został wydany, skazany i zabity, lecz trzeciego dnia zmartwychwstał. On jest w centrum tych wydarzeń i On je najlepiej rozumie, zna ich ogromne znaczenie dla całej ludzkości wszystkich czasów. Tylko On jest w pełni świadomy, co się tam w tych dniach stało. A uczniowie… im się wydaje.
Można by w łatwy sposób wytknąć ich krótkowzroczność i płytkowzroczność. Można by powiedzieć, że zawiedli, że powinni byli inaczej, że niewłaściwie, że są byle jakimi uczniami. Można by… Ale Jezus tego nie robi. Jezus, jak najlepszy nauczyciel, dalej ich uczy, bo uczniowie jak to uczniowie ze swej natury wciąż są na drodze, wciąż poznają, wciąż się uczą, wciąż popełniają błędy \- jak my. Jezus zaś zadaje kolejne pytania. Traktuje ich bardzo poważnie i z wielką delikatnością, nie ruga i nie pozostawia bez wyjaśnień. Chce niejako naprowadzić na właściwą odpowiedź, „rzucić koło ratunkowe”, chce by sami do tego doszli i poznali prawdę. Taka oto metoda Nauczyciela. Zadaje pytania i naprowadza na zrozumienie. „Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy.” (Por. J 16,13a) \- mówił swoim uczniom.
Ten Nauczyciel jest także naszym Nauczycielem. Metoda pozostaje ta sama: dołącza do nas na drogach, gdzie zapanował smutek, towarzyszy, razem z nami przeżywa nasze strapienia, zadaje pytania i naprowadza na odpowiedzi, byśmy pojęli, co się dziś z nami dzieje, co się dzieje w naszych relacjach, jaka jest prawda o Bogu, o świecie, o nas i, co najważniejsze… gdzie szukać nadziei. Obyśmy tylko nie próbowali przekonać Chrystusa, że wiemy lepiej i że na każdym kroku „widzimy”, że nadzieja się rozsypała.
Rozważania na 45. Pieszą Pielgrzymkę Wrocławską na Jasną Górę.